W sobotę 16 grudnia odbyła się trzydziesta piąta Wiglia Klubowa, tym razem gościliśmy też pracowników naszego MDK-u!
Przygotowania do tej imprezy rozpoczęły się już kilka dni wcześniej, bo przecież trzeba kilku dni, aby barszcz nabrał należytego smaku, a że to się udało, mogli się przekonać wszyscy, którzy spróbowali go podczas naszej Wigilii. Już w piątek rozpoczęły się ostateczne przygotowania, pracy czekało sporo, bo przecież halę do hipoterapii trzeba było zamienić w wigilijną salę, a nie było wróżki z czarodziejską różdżką, która skróciłaby w cudowny sposób te przygotowania. W sobotę już od samego rana, grupa dzielnych, młodych osób pakowała sianko, aby wszyscy nasi goście, zgodnie z tradycją, mogli je włożyć pod obrus wigilijnego stołu. Znacznie przed czasem wszystko było już gotowe, w hali panowała świąteczna atmosfera, stajnia wprost błyszczała, a konie były bardzo szczęśliwe, czyli całe w błotnych okładach. Każdy przecież wie, że nie ma nic lepszego niż kąpiele w błocie! Koło 18 stajnia zaczęła się zapełniać, tłum ludzi był witany głośnymi okrzykami koni, które chyba się przestraszyły, że to aż tylu jeźdźców przybyło na jazdy. Na szczęście dla nich, wszystkie te osoby zjawiły się we zupełnie innym celu, więc konie mogły razem z nami wysłuchać powitalnych słów naszej kierowniczki Kasi Furtak oraz pani dyrektor MDK Aleksandry Grodeckiej. Po nich wkroczył do akcji Prokop Janda, kleryk, jezuita, który przybył do nas specjalnie z Czech. Nawet tam słyszeli, że nasze Wigilie, to piękne wydarzenia, więc zapragnął przekonać się osobiście. Przy okazji przeczytał nam stosowny fragment Ewangelii św. Łukasza, a potem powiedział krótką, ale bardzo ciekawą homilię, z zaskakującą puentą. Tymczasem aniołki zaczęły już rozdawać opłatki, abyśmy łamiąc się nimi, mogli przekazać sobie świąteczne życzenia. Było ich sporo i oby się wszystkie spełniły, co sprawi, że świat będzie pełen szczęśliwych ludzi. Podstawa to jednak pozytywne nastawienie i wiara, że to możliwe i pamiętajmy o tym w nadchodzącym roku! Tłum ludzi powoli zaczął się przemieszczać na halę, aby zasiąść do stołów obficie zastawionych jadłem. Wcześniej jednak dostarczono nam trochę strawy dla ducha. Grupa młodzieży z Zespołu Teatralnego "ŚWIATTOMY" przedstawiła nam swoją wersję Jasełek i trzeba przyznać, że była to bardzo ciekawa wersja, nagrodzona gorącymi oklaskami, zdecydowanie zasłużonymi. Gdy tylko kolędnicy odsłonili kuchenne stoły, w ich miejscu ustawiła się wielka kolejka osób chętnych do spróbowania tegorocznego barszczu. Patrząc na to, że kolejka przez dłuższy czas się nie zmniejszała, można sądzić, że kucharki dobrze się sprawiły i na szczęście nie było ich sześć, więc było co jeść! Bez kolejki byli wpuszczani tylko ludzie z dziećmi na rękach oraz kobiety w ciąży, reszta grzecznie czekała na swoją kolej, ale nikt nie narzekał. Była to znakomita okazja do pogaduszek ze starymi i nowymi znajomymi. Kto już swoje odstał i barszcz wypił, mógł dołączyć do grupy kolędników, której przewodziła Ola Staszewska. Kolędy szybko wprowadziły nas w świąteczny nastrój, a pogłębił się on gdy pogasły światła i za całe oświetlenie służył nam blask zapalonych świec i kolorowych, świątecznych lampek. Każdy mógł na swój sposób przeżywać ten czas, część nie mogła się oderwać od rozmów z niewidzianymi od lat znajomymi, część dołączyła do Oli, pojawiły się kolejne gitary, skrzypce, dołączyły kolejne głosy, prawdziwy wigilijny czas. A skoro były kolędy, musiały się pojawić prezenty. Na saniach każdy mógł znaleźć świąteczne podarki, czyli pięknie zapakowane woreczki z siankiem na wigilijny stół. Dopiero koło 23 hala zaczęła pustoszeć i uświadomiliśmy sobie, że na kolejną Wigilię będziemy musieli czekać cały rok! Na pocieszenie pozostaje stwierdzenie, że czas szybko mija, więc już teraz na ten przyszły rok zapraszamy!