W sobotę i niedzielę, 13 i 14 maja rozegrano na ternie naszego Ośrodka piąte zawody TREC.
I znów cykliście pokrzyżowali nam szyki, podobnie jak kilka lat temu, i tym razem musieliśmy zamienić kolejność konkurencji w naszych zawodach TREC. Z uwagi na odbywający się w okolicy maraton rowerowy, którego trasa pokrywała się w dużej części z trasą naszej fazy POR, musieliśmy tą fazę przełożyć na niedziele i zacząć od zmagań w fazie MA.
Wcześniej wszyscy uczestnicy zawodów, mogli się zaznajomić z trasą i przeszkodami fazy PTV, która jak zwykle budziła wiele emocji. Za to w MA jakby spokojniej, wyznaczony korytarz nadawał wszystkim zawodnikom właściwy kierunek, a przepisy ustalały wybranie chodu. Trzeba przyznać, że w jednym i drugim elemencie zawodnicy pozwolili sobie na pewne modyfikacje, ale to tylko po to, aby dodać do atrakcji i nie zanudzić sędziów i widzów.
Po krótkim odpoczynku przeznaczonym głównie na spożycie posiłku regeneracyjnego, zawodnicy zaczęli się przygotowywać do kolejnego etapu zmagań. Faza PTV, jedenaście przeszkód rozstawionych na ujeżdżalni oraz na terenie naszego Ośrodka. Trasa była oznaczona, ale już nie tak ściśle jak w poprzedniej fazie, może dlatego niektórzy mieli chwilami pewne wątpliwości, co do wyboru trasy. Koniec końców udało się jednak wszystkim dojechać do mety, choć parę osób opuszczało niektóre przeszkody. Były konie, które chyba mają lęk wysokości, bo za nic nie chciały wejść na kładkę, ale większość miała wielką niechęć do przeszkód stojących w szeregu – tam zdarzyła się największa ilość błędów. Najważniejsze, że nikt nie spadł, nikomu się nic nie stało i wszyscy zakwalifikowali się do dalszego przebiegu zawodów.
Następny dzień powitał nas przede wszystkim piękną pogodą. Mogliśmy już zapomnieć o chłodzie, wilgoci i deszczu, które towarzyszyły nam pierwszego dnia, słońce uśmiechało się do nas promiennie i można było się opalać. Niestety nie wszyscy mieli na to czas, zawodnicy już od samego rana musieli ciężko pracować. Na początek trzeba było przygotować konie do kontroli weterynaryjnej, aby się pięknie i zdrowo prezentowały, a gdy już konie były gotowe, trzeba było przygotować siebie. Zapakować do sakw wymagany regulaminem sprzęt, a potem przekopiować trasę rajdu na własne mapy i jeszcze szybko je przeanalizować, aby nie zgubić się już na pierwszym zakręcie. Na pierwszym nikt się nie zgubił, ale był taki zakręt, który większość ominęła, na szczęście wszystkim udało się odnaleźć właściwą trasę. I tu nie obyło się bez komplikacji, okazało się, że i tego dnia setki cyklistów postanowiły przejechać naszą atrakcyjną trasą. Spotkał się z nimi tylko pierwszy patrol i dzielnie sobie poradził, w końcu koń jednak większy od roweru jest! Piękna pogoda to też pewne niedogodności, na przykład zbyt duża temperatura i jak się domyślam to właśnie był prawdziwy powód zagubienia się większości patroli w tak miłym i cienistym miejscu jakim jest Lasek Wolski. Pewnie mogli by tak jeździć długo i podziwiać widoki, ale głód ich w końcu wywabił, więc postanowili wracać. Nagle wszyscy znaleźli właściwą drogę i już bez przeszkód dotarli do Tabuna. Po końcowej kontroli weterynaryjnej i wyczyszczeniu koni, mogli w końcu zaspokoić głód, bo przy Forcie czekały na nich różne pyszne dania. W czasie gdy zawodnicy posilali się i wypoczywali, sędziowie dokonywali skomplikowanych obliczeń, by móc ogłosić ostateczne wyniki zawodów. Gdy już się z tym zadaniem uporali, można było przejść do ostatniego akcentu zawodów. Uroczyste zakończenie odbywało się na terenie naszej ujeżdżalni, tam zjechali wszyscy zawodnicy i zeszli się wszyscy widzowie i organizatorzy. Emocje sięgały zenitu, gdy spikerka zaczęła odczytywać wyniki, oczywiście poczynając od miejsca dziesiątego i powoli zmierzając do pierwszego, więc chwilę musieliśmy poczekać, by poznać mistrzów. W kategorii junior okazała się nią być Kasia Sikończyk, która startowała na Lali, w kategorii senior Ala Furtak na koniu Yoda. W młodszej kategorii całe podium należało do naszych zawodników, w końcu to klub młodzieżowy, więc nie powinno to nikogo dziwić. Na drugim miejscu swój start ukończyła Kinga Biernat na Rumbie, a trzecia była Gabrysia Jurczyk na Jagodzie. Natomiast wśród seniorów podium zostało zdominowane przez zawodników z Nawojowej Góry. Tu drugi był Leszek Gasiński na Płotce, który wyprzedził Katarzynę Tarkowską na Ramzesie. Wszyscy zawodnicy, ustawieni do dekoracji w skomplikowaną piramidę, otrzymali pamiątkowe kotyliony, a najlepsi piękne nagrody rzeczowe. Jeszcze tylko kończąca całość runda honorowa, którą, jak przystało na Tabun, jechano tabunem i już po wszystkim, pozostało tylko podziękować sobie za wspólnie spędzony czas i pożegnać się do następnego roku!